wizerunek jezusa z całunu
Hiszpańska archidiecezja Grenady otworzy wystawę prezentującą bardzo realny wygląd Jezusa Chrystusa powstały na podstawie wizerunku z Całunu Turyńskiego. Jak poinformowała KAI Blanca Ruiz, reprezentująca hiszpańską archidiecezję, ekspozycja zostanie zaprezentowana mediom w sobotę, 25 marca w katedrze w mieście Guadix, na południu kraju. Następnego dnia wystawa będzie
Wydaje się, że nogi człowieka z Całunu nie zostały połamane, w przeciwieństwie do rutynowej praktyki ukrzyżowania. Św. Jan Apostoł zaświadcza, że nogi Jezusa także nie zostały połamane. Wydaje się, że człowiek z Całunu został uderzony w twarz, ponieważ pod prawym okiem można zobaczyć jakby ślad spuch nięcia.
Kilka dni temu w Salamance zaprezentowano figurę przedstawiającą Człowieka z Całunu Turyńskiego. Praca naukowców na odwzorowaniem obrazu z płótna trwała, aż 15 lat, gdyż nie chciano pominąć żadnego detalu. Wielu chrześcijan na świecie uważa, że umęczoną postać na płótnie przedstawia wizerunek Jezusa Chrystusa.
Kiedy zastanawiali się, co zrobić z kłopotliwym świadectwem, jeden z nich przypomniał sobie o królu Abgarze, który chciał poznać Jezusa. Teraz nadarzyła się więc okazja, aby spełnić pragnienie Abgara, a w ten sposób uratować Całun przed zniszczeniem. Postanowili wysłać królowi w prezencie wizerunek Jezusa.
29 VIII 2020 Słowa Pana Jezusa dotyczące Jego wezwania do "DO MODLITWY ZA NAMASZCZONEGO , BY NARÓD POLSKI POPROWADZIŁ W MOCY DUCHA ŚWIĘTEGO"// Słowa Boga Ojca przez Grupę Boga Ojca z Wyszkowa 19 VIII// Słowo Boże od Michała Archanioła do Marii Michaliny od Apokalipsy 26 VIII// O Namaszczonym z przekazu z 29 sierpnia - uzupełnione
Następnie w II wieku Ewangelia Hebrajczyków wspomniała o oddaniu przez Jezusa swojego całunu „słudze kapłana” (Puero) lub Piotrowi (Petro). Częściowo jest to potwierdzone przez dokumenty z IV wieku. W relacjach św. Niny (ewangelizującej Gruzję) zamieszczona jest wzmianka o „płótnach Chrystusowych”. Miały być w posiadaniu
tabel angsuran gadai bpkb motor di pegadaian.
Ta książka była prawdziwym trzęsieniem ziemi. "Kryminalna afera wokół Chusty Świętej Weroniki", "Sensacyjne odkrycie w Abruzji". To tylko niektóre nagłówki prasowe donoszące o odkryciach Badde, które opisał w książce "Boskie Oblicze. Całun z Manoppello". "Wyniki prowadzonych przez Paula Badde poszukiwań przekraczają granice naszej wyobraźni", pisał niemiecki "Bild". "Paul Badde napisał kultowy kryminał w stylu Dana Browna, który czyta się jednym tchem", zachęcał "Der Spiegel". W podobnym tonie wyrażał się nawet arcybiskup Kolonii, kardynał Joachim Meisner: "Niczym w pasjonującym , Paul Badde opisuje dzieje odkrycia Świętego Całunu, na którym widnieje prawdziwy wizerunek Jezusa". Jest oczywiście zasadnicza różnica między powieściami Dana Browna a pracą Paula Badde: niemiecki dziennikarz nie pisał powieści, tylko dokumentację swojego śledztwa, które przyniosło zaskakujące wyniki. Jeśli jego (i ludzi, na których się powołuje) odkrycia są autentyczne, to najcenniejsza relikwia chrześcijaństwa znajduje się w miejscu, gdzie nikt by się jej nie spodziewał. Co wiemy na pewno? Najpierw ustalmy to, co jest pewne. Manoppello to mała miejscowość położona we włoskiej Abruzji. Znajduje się tam zbudowany w 1620 roku kościół-sanktuarium "Świętego Oblicza" i klasztor kapucynów. Nad głównym ołtarzem kościoła znajduje się obraz Chrystusa. Pierwsza dostępna wzmianka na jego temat pochodzi z 1645 roku. Według dokumentów obraz "przywędrował" do Manoppello w 1506 roku. W lekko fantazyjnych ramach umieszczone jest niewielkiej wielkości płótno: zaledwie 17 na 24 centymetry. Widoczna jest twarz mężczyzny o długich włosach, złamany nos i wyrwana broda. Widać spuchnięty prawy policzek, a na lekko uchylonych ustach i czole ślady jakby dopiero co zagojonych ran. Oczy ma otwarte, wzrok spokojny. Płótno wykonane jest z niezwykle rzadkiego rodzaju jedwabiu morskiego, z bisioru. Jest całkowicie przeźroczyste i cienkie, a jednak widać na nim twarz mężczyzny. W starożytności na Bliskim Wschodzie na luksus posiadania takiej tkaniny mogli pozwolić sobie tylko bardzo zamożni obywatele. I nikt nie traktował go jako materiał nadający się do malowania portretów. Jak zatem możliwe jest, że na delikatnym i przeźroczystym bisiorze z Manoppello widoczny jest wizerunek człowieka? Po kolei. Dwa Całuny Paul Badde wiele miejsca w swojej książce poświęca Blandinie Paschalis Schloemer, niemieckiej farmaceutce, malarce ikon i zakonnicy, od której "wszystko" się zaczęło. W 1979 roku, kiedy w klasztorze panowała epidemia grypy, Blandina opiekowała się jedną z sióstr. Nad jej łóżkiem zobaczyła postać z Całunu Turyńskiego. Kiedy podopieczna wyzdrowiała, wsunęła pod drzwi Blandiny gazetę z artykułem o innym wizerunku Jezusa. Obok zamieszczone było zdjęcie "Świętego Oblicza" z Abruzji. Autor artykułu dowodził, że zagadkowy welon z Manoppello zawiera wiele podobieństw do znanego Całunu Turyńskiego. Badde, który po latach poznał Blandinę osobiście, cytuje jej słowa w reakcji na przeczytany artykuł: "Byłam tak zła i zgorszona, że ze złością wetknęłam czasopismo pomiędzy książki. Jakiś inny wizerunek Chrytusa poza Turynem? Niemożliwe." Obraz nie dawał jej jednak spokoju. W końcu wyciągnęła gazetę i jeszcze raz uważnie przestudiowała artykuł. Dostrzegła wtedy, że zamieszczone zdjęcie przedstawia odwrotne odbicie obrazu. Odkryła, że przypomina nie tylko wizerunek umęczonego Jezusa, ale też ikony Chrystusa, które doskonale znała i sama od lat tworzyła. Przez następne lata studiowała wnikliwie temat. Zamawiała foliogramy wizerunków postaci z Manoppello i z Turynu. Przykładała je do siebie, porównywała, stosując tzw. suprapozycję. Okazało się, że oba wizerunki dokładnie pokrywają się. Co więcej, twarz z Manoppello, położona na różnych ikonach Chrystusa niejako "otwiera okno" do wnętrza namalowanego obrazu, jak pisze Badde. Nie zakrywa ikony, tylko ją odsłania. Blandinę Schloemer do publikacji swoich odkryć namówił prof. Andreas Resch. Temat trafił do rąk znawcy historii sztuki, Heinricha Pfeiffera. Przyjechał do Mannoppello i zaczął poważnie interesować się wizerunkiem. Blandina przyjeżdża tu dopiero w 1995 roku. Prowadząc kolejne badania, wraz z H. Pfeifferem, utwierdza się w przekonaniu, że znajdujący się w Manoppello portret mężczyzny to słynny starożytny "obraz nie ludzką ręką namalowany", który już w IV wieku był - obok Całunu Turyńskiego - inspiracją dla artystów do tworzenia wizerunków Chrystusa (tzw. Mandylion). Czy można wskazać na jakieś tropy w historii i nauce, które potwierdzałyby tezę, że ten rzeczywiście pojawiający się w starożytnych dokumentach wizerunek przywędrował właśnie do Manoppello? I jak to się ma do tzw. Chusty Weroniki? Vera eikon, czyli Weronika Najbardziej zastanawiające w wizerunku z Manoppello jest to, że… nie stwierdzono na nim żadnego śladu farby. Próbowali szukać ich tacy naukowcy, jak prof. Gulio Fanti z Padwy czy Nonato Vittire z Bari. Pod mikroskopem nie znaleźli jednak niczego, co mogłoby wskazywać na obecność barwników, olejów, ingerencji pędzla itp. Paul Badde, który dotarł do Blandiny Paschalis, przeprowadził też własne śledztwo w tej sprawie. Odnalazł chyba jedną z ostatnich, jak twierdzi, kobiet, które potrafią utkać bisior. Chiara Vigo powiedziała mu, że nie jest możliwe namalowanie jakichkolwiek kształtów na tym rodzaju jedwabiu. Niemożliwe jest też fizyczne "odbicie" twarzy na tej tkaninie z dokładnym odzwierciedleniem rysów. Sensacyjne są odkrycia wspomnianego historyka sztuki, Pfeiffera. Jest on całkowicie przekonany, że "człowiek z Manoppello" jest pierwowzorem wszystkich wizerunków Chrystusa, jakie powstawały na Wschodzie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Dokładnie ten sam złamany nos, wyrwana broda, długie włosy, spuchnięty policzek, ślady zagojonych ran. Tzw. Mandylion to bardzo popularne w ikonografii przedstawienie wizerunków Chrystusa. Na podstawie studiów dokumentów, Paul Badde przedstawił prawdopodobną drogę, jaką przez wieki mógł przebyć wizerunek. W VI wieku właśnie pisano o obrazie "namalowanym nie ludzką ręką". Najstarsze syryjskie źródło mówi o wizerunku "zaczerpniętym z wody". Miał znajdować się w Edessie, potem trafić do Konstantynopola i stać się inspiracją dla mozaiki w Hagia Sophia. To określenie "nie ludzką ręką uczyniony" wynikało właśnie z niemożliwości określenia, w jaki sposób mógłby powstać tak niezwykły obraz. Już w VIII wieku chusta znalazła się Rzymie. I to właśnie tutaj powstała słynna legenda o świętej Weronice i chuście, którą otarła twarz Jezusowi w czasie Drogi Krzyżowej. Skąd się wzięła "Chusta Weroniki", skoro ani słowa nie ma o niej w Ewangelii? Jednym z wyjaśnień może być pewna zbitka językowa. Otóż "nie ludzką ręką uczyniony" obraz, który - co jest potwierdzone historycznie - znalazł się w Rzymie, nazywano vera eikon, co należy tłumaczyć dosłownie jako" prawdziwy obraz". Była w tym zawarta wiara, że przedstawia on prawdziwą twarz Chrystusa. Z tego vera eikon powstała "Weronika". Stała się z czasem nieodłączną częścią pobożności związanej z Męką Pańską. Postać tajemniczej świętej inspirowała artystów, stała się nawet nieodłączną bohaterką jednej ze stacji Drogi Krzyżowej: kobietą, która otarła twarz umęczonemu Jezusowi, za co otrzymała od niego w nagrodę odbicie swojego oblicza. Chustę, jako najcenniejszą relikwię, zamierzano przechowywać później w jednym z filarów Bazyliki Świętego Piotra. Na potężnej kolumnie do dziś można zobaczyć napis Sancta Veronica Ierosolymitana, a wyżej kobietę trzymającą w rękach welon z wizerunkiem twarzy Chrystusa. Przez wieki to właśnie Chusta Weroniki była głównym celem pielgrzymek do Rzymu. Uroczyście pokazywano ją wiernym w każdy piątek i święta podczas roku jubileuszowego, a następnie w każdą niedzielę i przez cały Wielki Post. Do kolumny Chusta miała trafić w 1608 roku. Zastanawiające jest tylko jedno: dlaczego właśnie w tym czasie tradycja pokazywania Chusty jakby przycichła? "Od czasu gdy wzniesiono nową bazylikę - pisze Badde - można odnieść wrażenie, jakby świątynia połknęła sławny filar wraz z ukrytą w nim najcenniejszą relikwią chrześcijaństwa". Zamiast częstych celebracji, tylko w Niedzielę Palmową, przez ułamek sekundy, wierni mogli patrzeć na Chustę. No właśnie, czy aby na pewno na tę samą? Kto ukradł Chustę? Paul Badde próbował zrobić coś, co nie udało się jeszcze nikomu: zobaczyć osobiście Chustę Weroniki. Jej oglądanie jest do dziś zarezerwowane tylko dla kanoników Bazyliki Świętego Piotra. Na listy z prośbą o zbadanie obrazu dostawał jednak odpowiedzi odmowne. Do tego dołączano informację, że "z biegiem lat obraz bardzo wyblakł". Dziś obraz pokazywany jest w czasie nieszporów w piątą niedzielę Wielkiego Postu. Ale z daleka nic nie widać. Dlaczego nikt nie może zobaczyć obrazu z bliska? Badde stawia odważną tezę: uzasadnione jest podejrzenie, że chusta została skradziona, a od czterystu lat sprawę próbuje się zatuszować. Otóż kopie wykonane już w XVII wieku przedstawiają Chrystusa z zamkniętymi oczami, podczas gdy wszystkie wczesnochrześcijańskie wizerunki, wzorujące się na "Weronice" pokazują Jezusa z oczami otwartymi! Ponieważ nie dawało to spokoju dziennikarzowi, dalej czynił próby dostania się do obrazu. Dostał w końcu zgodę i kiedy zobaczył pokazywaną tradycyjnie od stuleci "Chustę", zobaczył, że… na płótnie nie widać praktycznie nic! Badde jest przekonany, że prawdziwą chustę dawno skradziono. Skojarzył dwie rzeczy: kawałek szkła w płótnie z Manoppello i odkryta przez niego w watykańskim skarbcu rama… z kawałkami rozbitego szkła. Rama idealnie pasuje do płótna z Mannopello. Jeśli nie Manoppello, to co? Miałem okazję rozmawiać kiedyś telefonicznie z s. Blandiną. Jest przekonana, że płótno z Manoppello jest tym samym, które leżało na twarzy Jezusa w grobie. I tym, które później krążyło po Bliskim Wschodzie i następnie na Zachodzie. W ubiegłym roku w Rzymie spotkałem się też osobiście z Paulem Badde. Długo rozmawialiśmy o jego odkryciach (wywiad z nim ukazał się w GN). Oprócz przesłanek historycznych, do prawdziwości wizerunku z Manoppello przekonuje go też jeden fragment z Ewangelii wg św. Jana. - Czytamy w niej - mówił mi Paul - że dwaj uczniowie zobaczyli otwarty grób. Ale Piotr uwierzył dopiero wtedy, gdy wszedł do środka i zobaczył leżące płótna. Podobnie Jan. W co uwierzyli? Co takiego zobaczyli w środku? Dlaczego nie przekonał ich tylko widok odsuniętego kamienia? Uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli pierwsze świadectwo zmartwychwstania. To najbardziej kluczowy moment w całej chrześcijańskiej literaturze: i w jednym, i w drugim przypadku jest mowa o suknach, tkaninach. Nie o żadnej wizji, nie o pięknym zapachu, nie o żadnym świetle, ale o płótnach właśnie. Te tkaniny musiały być objawieniem dla chrześcijan. I oba te płótna istnieją - duże w Turynie, mówiące ze szczegółami o męce Pana, oraz drugie, w Manoppello, które mówi o Jego zmartwychwstaniu - dodał. Tyle Paul Badde. Dodam tylko, że swoimi odkryciami podzielił się Josephem Ratzingerem, który już jako Benedykt XVI odwiedził Manoppello. Oczywiście, nie oznacza to oficjalnego uznania przez Kościół prawdziwości tego wizerunku. Nawet gdyby tak się stało w przyszłości, nie jest obowiązkiem wiernych, by w to wierzyć: to nigdy nie stanie się dogmatem wiary. Dla wyjaśnienia wszelkich wątpliwości, które nadal mają zarówno naukowcy, jak i wielu teologów, potrzebne byłyby jeszcze badania metodą węgla C14. Zdaniem sceptyków, szukanie śladów farby tylko pod mikroskopem (co uczynili wspomniani naukowcy), jest niewystarczające. Metoda węgla C14 mogłaby rzucić nowe światło na tajemnicze płótno z Mannoppello. Paul Badde próbował namówić do przyjazdu do Manoppello swojego znajomego, znawcę tematu, profesora Karlheinza Dietza, ten jednak nie chciał się na to zgodzić. Odpowiadał, iż niejaka Isabel Piczek (znawczyni Całunu Turyńskiego i osoba, której pokazano rzymski rzekomo Całun Weroniki, twierdzi, że zna inne całuny, które stanowią, obok Całunu z Manoppello, przykład… malarstwa sieneńskiego z XVI wieku). "Z tego względu - pisze Badde - Całun z Abruzji - nawet jeśli w rzeczywistości nie jest dziełem nadziemskim, jak Całun z Turynu - w pełni zasługuje na to, by uznać go za drogocenne dzieło sztuki, pod względem artystycznym o wiele bardziej wartościowe niż wiele innych relikwii". Później jednak Badde nawiązał kontakt z panią Piczek, na której ekspertyzy powoływał się Dietz. W faksie z Los Angeles napisała: "Nie badałam oryginału Manoppello. Jestem z zawodu malarką. Charakter obrazu określiłam na podstawie powiększonych reprodukcji, przezroczy i zdjęć niektórych szczegółów. Wizerunek z Manoppello to z całą pewnością obraz ze szkoły sieneńskiej, namalowany pomiędzy połową XIV a połową XV wieku". Tyle że w dalszej części Piczek pisze, że to nie może być chusta, która otarła twarz Jezusa w czasie męki. I tu jest sedno: Badde też twierdzi, że prawdziwa "Weronika" to nie chusta z Drogi Krzyżowej, tylko chusta, którą położono na twarzy Jezusa po złożeniu do grobu. Jak widać, wątpliwości pozostają. Na razie pewne jest jedno: do małej miejscowości w Abruzji ciągną tysiące pielgrzymów, którzy w małym obrazie widzą prawdziwą twarz Chrystusa, odbitą w cudowny sposób po zmartwychwstaniu. Dla nich jest to świadectwo tego centralnego w chrześcijaństwie wydarzenia, tak jak Całun Turyński jest dla nich świadectwem Męki Jezusa. Jeśli okaże się jednak, że można prosto wytłumaczyć powstanie tego wizerunku, że są tam ślady pędzla, otwartym pozostanie pytanie, gdzie podział się starożytny obraz "nie ludzką ręką uczyniony". Jacek Dziedzina Autor jest dziennikarzem i publicystą tygodnika "Gość Niedzielny"
Te dwie chusty uznawane są za najważniejsze relikwie. Co wiemy o jednej i drugiej? To jedna z największych zagadek dotyczących chrześcijaństwa. Do dziś nie wiadomo, czy płótno grobowe zwane Całunem Turyńskim jest prawdziwe, czy może to wprost idealny falsyfikat. Potwierdzona w wiarygodnych dokumentach historia całunu sięga tylko wieku XIV, kiedy w Szampanii traktowano go jak obiekt kultu w miejscowym kościele. Płótno zwane było jeszcze wtedy „całunem z Lirey”. Przez kolejne stulecia tkanina przechodziła z rąk do rąk. Co przedstawia, że jest uznawana za relikwię? Obustronny wizerunek człowieka (mężczyzny) wraz z licznymi śladami krwi. Sylwetka człowieka znalazła się na całunie samoistnie, co oznacza, że dzięki jakieś energii „wypaliła” się w tkaninie (więcej o wizerunku Jezusa Chrystusa i nietypowym objawieniu w osobnym tekście). Umiejscowienie odbitych śladów odpowiada opisowi w Ewangelii. Tradycja chrześcijańska mówi, że w płótno został po śmierci owinięty Jezus Chrystus. Łata czy oryginalny materiał? Od kilku stuleci trwa debata o autentyczność całunu. Pierwsze badania wykonano w 1898 roku, kolejne już w XX wieku. Stosowano metody chemiczne, fizyczne, optyczne. Żadnej tezy nie uznano za ostatecznej. Powołana w 1978 roku grupa badawcza nad całunem Shroud of Turin Research Project mimo wyczerpujących analiz tkaniny stwierdziła, że nie jest w stanie przedstawić spójnej, z naukowego punktu widzenia, hipotezy powstania całunu. Dopiero w 1988 roku, za zgodą kardynała Anastasio Ballestrero, przeprowadzono badania nad Całunem Turyńskim metodą radiowęglową. Wykazały one, że płótno najprawdopodobniej powstało w latach 1260-1390. Jednak również tego badania nad autentycznością całunu nie uznano za wiążącego – w 2000 roku dwójka badaczy zakwestionowała tę analizę, argumentując, że do badań pobrano próbkę całunu pochodzącą z łatania (całun naprawiany był w okresie średniowiecza), a nie z oryginalnego płótna. Całun turyński Świadectwo fałszerstwa Dzięki przeprowadzonym badaniom udało się ustalić, że krew znajdująca się na płótnie ma grupę AB – jest zatem typowa dla ludności zamieszkującej miejsca opisane w Nowym Testamencie. Analiza pyłków kwiatów na całunie pozwoliła stwierdzić, że przebywał on w Palestynie. Oczywistym jest również, że mężczyzna owinięty w płótno został wcześniej ukrzyżowany. Przeciwnicy Całunu Turyńskiego zauważają jednak, że wizerunek mężczyzny na płótnie nie może sylwetką mężczyzny, ponieważ ułożenie ciała w ten sposób jest praktycznie niemożliwe. Niektórzy badacze uważają, że odwzorowanie twarzy na tkaninie po jej rozprostowaniu powinno być znacznie szersze. Sporna jest również kwestia fałd – ich brak na płótnie zdaniem wielu badaczy świadczy o sfałszowaniu Całunu Turyńskiego. Ostatnia wzmianka dotycząca wątpliwej autentyczności tkaniny pochodzi z 2011 roku. Zdaniem włoskiego malarza Luciano Buso, autorem całunu jest Giotto di Bondone żyjący na przełomie XIII i XIV wieku. Chusta jako sudarium Ale Całun Turyński to nie jedyna tkanina, z którą Jezus Chrystus miał mieć kontakt w dniu swojej śmierci. Innym, mniej znanym, ale przechowywanym jako relikwia płótnem jest Chusta z Oviedo. To właśnie nią owinięto głowę Jezusa po jego śmierci – od ponad tysiąca lat przechowywana jest w hiszpańskiej katedrze w Oviedo. Co do autentyczności tej tkaniny nie istnieją praktycznie żadne wątpliwości. Nie ma na niej ludzkiego oblicza, a jedynie plamy krwi z ran znajdujących się na głowie oraz ślady potu. O tym, że jest to sudarium, czyli apaszka rzymskiego legionisty, opowiada Ewangelia Mateusza, Łukasza, Marka i Jana. O ile obiektywna historia Całunu Turyńskiego sięga dopiero XIV wieku, o tyle Chusta z Oviedo przechowywana była jako relikwia w klasztorze św. Marka w Jerozolimie już osiem stuleci wcześniej. Obecnie chusta wystawiana jest tylko trzy razy do roku: w Wielki Piątek, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) i podczas dnia św. Mateusza Ewangelisty (siedem dni później). Chusta z Oviedo Szereg zbieżności Dopiero w roku 1965 badacze wpadli na pomysł przeprowadzenia analizy porównawczej śladów krwi znajdujących się na całunie i chuście. 20 lat czekano na zgodę, żeby przeprowadzić takie badania. I, co ciekawe, analiza wykazała, że na obu tkaninach znajduje się ta sama grupa krwi – AB, niezwykle rzadka w średniowiecznej Europie. Dzięki porównaniu tkanin udało się również stwierdzić, że oba materiały są do siebie bardzo podobne, a różni je jedynie sposób ich tkania. Poza tym charakterystyczne rozmieszczenie plam krwi na Chuście z Oviedo wykazuje zaskakującą zbieżność z odbiciem twarzy na Całunie Turyńskim. Analiza pyłków kwiatowych przeprowadzona przez najlepszego na świecie eksperta w tej dziedzinie Szwajcara Maksa Freia wykazała, że – tak samo jak całun – chusta pochodzi z Palestyny i datowana jest na czasy Jezusa Chrystusa. Ale to nie koniec analiz chusty. Dzięki zaawansowanej technologii udało się zmierzyć długość odbicia nosa mężczyzny i wynik jest identyczny z długością nosa mężczyzny uwiecznionego na całunie. Dowody nie do podważenia Chusty z Oviedo nie wolno mylić z chustą, którą św. Weronika otarła Jezusowi Chrystusowi twarz podczas wnoszenia krzyża na Golgotę. Zwyczaj żydowski nakazywał, żeby ciało przed złożeniem do grobu najpierw okryto czterometrowym całunem, a następnie dokładnie obwiązano, aż do szyi. Z kolei na głowę Jezusa Chrystusa położono sudarium, czyli chustę potową, którą wcześniej otarto Jego twarz. Liczne badania potwierdzają, że Chusta z Oviedo to tkanina, która okrywała twarz Chrystusa po Jego śmierci. Spór dotyczący Całunu Turyńskiego to efekt silnego, samoistnego odbicia całego wizerunku w wyniku energii – na Chuście z Oviedo nie ma bowiem odzwierciedlenia ciała czy sylwetki. Poza tym dla wielu zwolenników całunu jednym z najważniejszych dowodów świadczących o jego autentyczności są wyniki badań ran spod korony cierniowej. Okazuje się, że wypływ krwi zgadza się z rozmieszczeniem żył i tętnic, nie może więc być mowy o fałszerstwie, ponieważ układ krwionośny odkryto dopiero w XVI wieku. Całun Turyński, jeśli jest prawdziwy, to zatem niezaprzeczalne świadectwo zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Julia Wysocka Zobacz także: Wiara w Boga jest zaprogramowana w mózgu Rodzimy się z „zaprogramowaną” religią, a dopiero poznanie świata pozwala nam się od niej oddalić lub się do niej przybliżyć. HISTORIE PRAWDZIWE: Ludzie, którzy przeżyli własny pogrzeb! (Obudzili się w trumnie) Pięć autentycznych historii, kiedy uznani za zmarłych ludzie zostali pogrzebani żywcem. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
wizerunek jezusa z całunu